Najbardziej tajemnicza postać w Biblii. Mężczyzna, który wychował nie swoje dziecko.
Ewangelie poświęcają mu zaledwie 26 wierszy, on sam nie wypowiada ani jednego słowa. Tymczasem Józef to postać niezwykła. Nie porzucił dziewczyny, która była w ciąży, choć wiedział, że nie z nim, a po porodzie uznał dziecko za swoje, wychował i stworzył mu dom. Przeciętny katolik człowieka, który wychował Jezusa, kojarzy ze staruszkiem z kolędy, a nie mężczyzną odważnym, który dzisiaj może być wzorem ojca.
Świętemu Józefowi, jednej z najbardziej niezwykłych postaci chrześcijaństwa, Jan Paweł II poświęcił encyklikę “Redemptoris custos” (“Opiekun Zbawiciela”), ale powszechnie bardzo niewiele o nim wiadomo.
– Józef może być dziś nie tylko wzorem ojca, ale przykładem miłości dojrzałej, która wykracza poza ramy tradycyjnej rodziny. To miłość trudniejsza, bo niełatwo zaopiekować się dzieckiem, które nie jest częścią nas, nie jest naszym przedłużeniem. Postać Józefa jest warta bliższego poznania i refleksji, choćby dlatego, że na naszych oczach zmienia się model rodziny – mówi Agnieszka Paszko, psycholog i psychoterapeutka.
– Ewangeliczny Józef to postać nietuzinkowa. W ówczesnym patriarchalnym społeczeństwie, w którym ważna była czystość narzeczonej i wierność żony, przyjął odpowiedzialność za kobietę, która była w ciąży, ale nie z nim – mówi Agnieszka Paszko. Dał nie swojemu dziecku miłość i oparcie, stając się dla niego zarazem wzorem ojca, jak i mężczyzny. Ilu z nas jest w stanie pokochać kogoś, kto nie jest “krwią z naszej krwi”?
Józef, czyli Yosepehl. Oby Bóg obdarzył cię
Żydowska Ziemia Obiecana w czasie narodzin Jezusa pozostawała pod panowaniem Rzymu, choć Żydzi pamiętali o wielkości swoich królów, a Świątynia Jerozolimska przypominała im o przymierzu z Bogiem. Czekali zbuntowani na Mesjasza, który wyzwoli ich spod rzymskiej okupacji.
Mieszkańcy tego niewielkiego kawałka ziemi na Bliskim Wschodzie posługiwali się językiem aramejskim, żyli z pasterstwa, rybołówstwa, winnic i handlu. Mężczyźni modlili się trzy razy dziennie, pamiętając o przygotowaniu do modlitwy – nałożeniu tałesu i umyciu dłoni, a kobiety prowadziły dom wraz z gospodarstwem. I rodziły dzieci. Narodziny dziecka były bowiem znakiem błogosławieństwa, a bezpłodność – hańby. Największym szczęściem były narodziny syna. Tak wielkim, że jeśli po 10 latach wspólnego życia małżonkowie owego syna wciąż nie mieli, rabini doradzali mężowi, by oddalił żonę, rozwiódł się z nią i ożenił ponownie.
W tym społeczeństwie, bardzo mocno związanym nakazami wiary, chłopiec był gotowy do zaślubin, gdy kończył 18 lat. Dziewczyna – gdy miała lat 12. Narzeczona musiała być dziewicą, a najmniejsze podejrzenie niewierności z jej strony oznaczało, że zostanie odprawiona do domu rodziców i okryta niesławą. Prawo zawarte w Torze jasno też mówiło, jaka jest kara za cudzołóstwo – ukamienowanie. Cudzołożnica musiała jednak zostać przyłapana na grzechu przez dwóch świadków mężczyzn. Jeśli świadek był jeden lub pojawiło się podejrzenie niewierności, mąż wręczał żonie list rozwodowy.
W takim świecie żył Józef cieśla, którego ród święty Mateusz Ewangelista wywodzi od króla Dawida, tego samego, który pokonał Goliata. Prawdę mówiąc, nie ma pewności, że Józef rzeczywiście zajmował się ciesiołką. Jego pracę określa bowiem słowo “tekton”, oznaczające rzemieślnika, który pracował w drewnie, kamieniu, ale i żelazie. Możliwe, że pracował w Sephoris, sześć kilometrów od Nazaretu, gdzie Rzymianie wznosili – duże jak na ówczesne czasy – miasto i gdzie była praca. Jak to się stało, iż mimo królewskiego pochodzenia Józef żył z pracy własnych rąk i to ciężkiej pracy? Ewangelista tego nie wyjaśnia i niewiele miejsca poświęca owemu cieśli, bardziej skupiając się na Marii i jej dziecku. Ale spróbujmy podrążyć.
Żydzi wierzyli, że imię nadane dziecku wyznacza jego powołanie w dorosłym życiu. Imię Józef, czyli Yoseph, to skrót od Yosephel i znaczy “oby Bóg obdarzył cię”. Takie imię nadane chłopcu oznaczało, że kiedy zostanie mężczyzną i się ożeni, doczeka się potomstwa.
Zanim ożenił się z Marią, na pewno chodził do jesziwy, czyli żydowskiej szkoły, gdzie nauczył się czytać i pisać. Poznał Pięcioksiąg, a zdobytą wtedy wiedzę przekazał później Jezusowi, bo to rodzice jako pierwsi mieli obowiązek uczyć chłopca Tory (ojciec przejmował opiekę nad synem i jego wychowanie, kiedy ten ukończył pięć lat).
“Kto nie uczy go rzemiosła, ten uczy go rozboju” – mówi jedna z rabinackich sentencji o wychowaniu. Józef zapoznawał więc Jezusa właśnie, dorastającego chłopca, zarówno z księgami, jak i z zawodem, który miał mu dać utrzymanie.
Według apokryfów Józef, zanim poślubił Marię, miał już żonę – Salome. Dochowali się synów: Judy Tadeusza i Jakuba oraz córek: Lizji i Lidii. Gdy owdowiał, po jakimś czasie zdecydował się na ponowny ożenek. Z “Księgi o narodzeniu Maryi”, szalenie popularnej w średniowieczu między innymi dzięki “Złotej legendzie” dominikanina i biskupa Genui Jakuba de Voragine, wierni dowiadywali się nie tylko, w jaki sposób matka Jezusa została żoną Józefa, ale też, że do owych zaślubin doszło, gdy ona miała 14 lat, a on był w podeszłym wieku.
De Voragine zebrał w swoim dziele żywoty świętych pełne cudownych zdarzeń, legendy, podania i apokryfy, tworząc księgę do czytania na poszczególne dni roku liturgicznego. Do 1501 roku “Złota legenda” miała więcej kopii niż Biblia, a do dzisiaj zachowało się ponad tysiąc wspaniale ilustrowanych egzemplarzy dzieła z apokryfem o Marii, w którym nie zabrakło oczywiście informacji o szokującej ciąży.
Ślub z Marią
Nie wiadomo, gdzie po raz pierwszy Józef spotkał Marię, na pewno jednak ich małżeństwo musiało być zaaranżowane i poświadczone umową spisaną przez rodziców przyszłych małżonków. W umowie określano między innymi wysokość moharu, czyli opłaty, jaką Józef musiał ofiarować rodzicom Marii jako zabezpieczenie na starość – tracili przecież córkę, która mogłaby się nimi opiekować.
Ewangelia według św. Mateusza, Rdz. 1, 11-25:
Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: “Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: “Bóg z nami”.
“Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.
Tak zaczyna się historia Świętej Rodziny przedstawiona przez ewangelistę Mateusza, w której więcej jest pytań niż odpowiedzi. Bo nawet najgłębszej wiary człowiek nie musiał uwierzyć w sen, w dodatku z aniołem występującym w roli wysłannika Boga. Zwłaszcza, jeśli był Żydem znającym Pismo, w którym to samo słowo – “nachasz” – oznaczało węża symbolizującego Szatana, który zwiódł pierwszych rodziców, i sny, które tłumaczyli rozmaici wróżbici, możliwe, że powstałe z podszeptów owego szatana. Co takiego wydarzyło się, że ów człowiek nie odesłał dziewczyny, która była w ciąży, choć wiedział, że nie z nim? A w dodatku nie tylko czekał, aż urodzi dziecko, ale uznał je za swoje, wychował i stworzył mu dom?
Niewyjaśniona ciąża
Józef przyjechał do narzeczonej, którą widział trzy miesiące wcześniej i zobaczył, że jest brzemienna. Cóż mógł sobie pomyśleć? Nie chciał skandalu, ani dla niej, ani dla siebie. Sprawę postanowił więc załatwić po cichu, wręczając Marii list rozwodowy i odsyłając ją do rodzinnego domu. Ale we wszystko wmieszał się anioł.
W apokryfach Maria jako narzeczona w tajemniczych okolicznościach zachodzi w ciążę, co wskazywałoby na zdradę z jej strony. Ale w Ewangelii świętego Mateusza jest jasno napisane, że była już żoną. U starożytnych Żydów małżeństwo zawierano w dwóch etapach. Najpierw, przy świadkach, podpisywano odpowiedni dokument. Młodzi stawali się małżeństwem, ale wracali jeszcze do rodzinnych domów na mniej więcej rok. Dopiero po roku odbywało się wesele, po którym mogli zamieszkać razem – mówi ksiądz profesor Mariusz Rosik, biblista, wykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego i Uniwersytetu Wrocławskiego, stypendysta Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie.
I właśnie na tym etapie “pomiędzy” byli Józef i Maria. Po podpisaniu dokumentu, już mąż i żona, ale mieszkający osobno. Ksiądz profesor tłumaczy, że prawo uznawało dzieci poczęte podczas tego roku wyczekiwania za potomstwo z prawego łoża, bo zdawano sobie sprawę z tego, że małżonkowie nawet niemieszkający razem, mogą ze sobą żyć.
– Pewnie mieszkańcy niewielkiego Nazaretu gratulowali Marii i Józefowi. Józef jednak wiedział, że nie jest naturalnym ojcem dziecka. Postawmy się więc w jego sytuacji. Dopiero wtedy zrozumiemy, jak niezwykłą postacią jest ten człowiek, który bierze na siebie odpowiedzialność za młodą żonę i dziecko, które jest tajemnicą – dodaje ksiądz Rosik.
Duchowny przyznaje, że jednym z kluczy do zrozumienia postawy Józefa jest użyte przez Mateusza określenie “sprawiedliwy”. Po hebrajsku sprawiedliwy to “tsadik”, a to słowo doskonale znamy w polszczyźnie – cadyk to mędrzec i człowiek głęboko pobożny. Człowiek, do którego przychodzi się po poradę, w chwilach zwątpienia i małej wiary. Józef tę wiarę musiał mieć ogromną, bo uwierzył, że jest częścią planu, a jego zadaniem jest ten plan zrealizować.
Mężczyzna z krwi i kości
Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię świętego Józefa,
bo to nie był żaden masochista ani inny zboczeniec,
tylko fachowiec.
Zawsze z tą siekierką,
bez siekiery chyba się czuł,
jakby miał ramię kalekie.
I chociaż ciężko mu było,
wychowywał Dzieciaka,
o którym wiedział,
że nie był jego synem,
tylko Boga
albo kogoś innego.
A jak uciekali przed policją,
Nocą,
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów,
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk.
Tak pisał o Józefie polski poeta przeklęty Andrzej Bursa, a teolog, ksiądz profesor Roman Rogowski w jednym z wywiadów nie krył, że to chyba najbardziej zbanalizowana postać w Kościele katolickim. Postać, której życie pełne było dramatycznych wyborów.
– W moim osobistym rankingu świętych, gdybym miał taki tworzyć, umiejscowiłbym go przed apostołami. Mężczyzna z krwi i kości, podejmujący się zadania, które wyznaczył mu Bóg, rezygnujący przy tym z własnych marzeń, planów, chęci. Trudno o bardziej fałszywy obraz Józefa niż ten znany ze świętych obrazów. Józef przecież musiał być w pełni sił, by utrzymać swoją rodzinę i ochronić ją przed niebezpieczeństwami. Ale łatwiej przedstawiać go jako starca, bo wtedy nikt nie pomyśli, że mógł patrzeć na Marię nie tylko jak na matkę Boga, ale też jak na swoją żonę i kobietę. Maria i Józef byli białym małżeństwem, ale to nie wynikało z tego, że on był starcem. Taki był ich wybór, zrozumiały zresztą psychologicznie, wszak Maria była matką Boga – tłumaczy ksiądz Rogowski.
Ksiądz profesor Rosik podkreśla, że w Ewangelii Mateusza czytelnik nie tylko poznaje odwagę Józefa, uświadamiającego sobie, że zostanie ojcem nie swojego dziecka, ale może przekonać się o jego męstwie rozumianym dosłownie.
– Kiedy Herod rozpoczyna poszukiwania nowo narodzonego króla, by go zabić, Józef znów ma sen. Tym razem anioł mówi mu, by zabrał Marię i noworodka i uciekał z nimi do Egiptu, bo grozi im niebezpieczeństwo. I Józef nie wpada w panikę, nie wykręca się. Mówiąc kolokwialnie, bierze na klatę strach o żonę, o dziecko i organizuje ucieczkę przed rzezią niewiniątek – mówi biblista.
Dzisiaj taka podróż to pestka. Wystarczy auto i paszport. Dwa tysiące lat temu to był jedynie osiołek albo muł. Trzeba było dołączyć do karawany, bo w karawanie taka podróż była bezpieczniejsza, ale trzeba było też się opłacić, a Józef rzemieślnik do zamożnych ludzi raczej należeć nie mógł. Co zresztą potwierdza ewangeliczna opowieść o darze, jaki zanieśli z Marią do świątyni, by podziękować za narodziny syna. Był to gołąb, a nie jagnię, na które mogli sobie pozwolić tylko bogaci Żydzi.
W świątyni rozegrał się też jeden z dramatyczniejszych momentów w życiu Józefa, o którym pisze w swojej Ewangelii Łukasz.
Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: “Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: “Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. (Ewangelia według św. Łukasza, Rdz.2 41-50)
– Najpierw szuka go matka. Potem równie przerażony ojciec. Szaleją ze strachu. Aż w końcu odnajdują go całego, zdrowego i zdenerwowani próbują go przywołać do porządku, słyszą w odpowiedzi: “Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w domu mojego Ojca?“. Szczególnie dla Józefa musiał to być cios. Jezus mówiąc o ojcu nie miał jego na myśli, choć przecież Józef kochał go, wychowywał, troszczył się o niego – mówi ks. prof. Mariusz Rosik i przyznaje, że właśnie ta scena jest świadectwem ogromnej dojrzałości mężczyzny do wzięcia odpowiedzialności za rodzinę i za dziecko, które nie jest jego.
Życie Józefa tak nieinteresujące dla ewangelistów, pierwszych chrześcijan interesowało i to bardzo. Stąd tak silna obecność męża Marii w apokryfach, do których odwołują się niektórzy bibliści, kiedy pojawiają się pytania o występujących w ewangeliach braci i siostry Jezusa. Wszak według apokryfów Maria była drugą żoną Józefa i macochą dla jego dzieci z pierwszego małżeństwa.
Może zamiast lilii skała?
Święty Józef w tradycji chrześcijańskiej stracił swoją męskość, choć jak mało kto uosabia prawdziwie męskie cnoty: odwagę, troskę, ofiarność i poczucie odpowiedzialności. W zamian dostał jako atrybut białą lilię, symbol czystości i niewinności, choć po prawdzie niewiele z tej lilii wynika i stosowniejsza byłaby skała, czyli opoka, na której oparła się i Maria, i mały Jezus.
– Jeśli przyjrzeć się tej rodzinie, Józefowi, Marii i Jezusowi, to – prawdę mówiąc – każde z nich jest z innej bajki i ma inne zadanie do spełnienia. Ale jednocześnie dają sobie poczucie bezpieczeństwa i tworzą wspólnotę, w której znajdują oparcie. Szczególnie na początku, w bardzo trudnych chwilach – tłumaczy Aleksandra Gołąb, specjalista psychoterapii uzależnień.
– Dlatego warto spojrzeć na Józefa nie jak na obrazek starszego pana z aureolą nad głową, ale jak na młodego mężczyznę, który staje przed największym wyzwaniem swojego życia. I nie ucieka przed nim.
Józef pokazuje nie tylko, że można przekroczyć własne ograniczenia wynikające z tradycji i kultury, ale że można zrobić coś wbrew egoizmowi i przekonaniu, że nasze dzieci powinny zrealizować nasze marzenia i plany, szczególnie te, które nam nie wyszły. To istotne zwłaszcza we współczesnych społeczeństwach, w których dominują osobowości narcystyczne. Bo psychoterapeuci przyznają, że coraz więcej jest wśród nas ludzi przekonanych o swojej wyjątkowości – wyjątkowa może być uroda, pozycja społeczna, majątek, wyznawane poglądy, ba, nawet przyjmowane postawy życiowe mogą dawać wyjątkowe poczucie moralnej wyższości. Dla narcystycznej osobowości najważniejsze w życiu staje się “ja” i “moje”.
– A tu na wyciągnięcie ręki, bo wyrastamy w kulturze chrześcijańskiej, mamy człowieka, który nie jest skupiony na “ja” i “moje”, ale na “my” i “nasze”. I godzi się z tym, że dziecko, które wychowuje, nie zrealizuje jego marzeń, ale swoje własne plany – mówi Agnieszka Paszko.
Jego zachowanie i wybory pozwoliły wesprzeć poczucie tożsamości dziecka Maryi. – Józef dał też chłopcu ważną z punktu widzenia rozwoju możliwość oddzielenia się od matki, a w dalszej konsekwencji zbudowania swojej niezależności i samodzielności działań, tak ważnych w dorosłym życiu Jezusa, który przecież szedł przez to życie pod prąd i na przekór utartym ścieżkom. W tym kontekście Józef wypełnił jedną z najważniejszych funkcji ojcowskich, których czasami nie potrafią wypełnić ojcowie biologiczni – podsumowuje psycholog Agnieszka Paszko.
Katarzyna Kaczorowska