Nadzieja służy dobru
Nadzieja nie oznacza pogodnego nastroju, lecz życie dla przyszłości. Mieć nadzieję oznacza pielgrzymować do królestwa. Gdzieś w głębi człowieka utrzymuje się przekonanie, że nasze życie jest tylko wędrówką i że jesteśmy powołani do czegoś, co wykracza poza chwilę bieżącą. Większość religii posiada jakąś formę pielgrzymki. Jest ona uniwersalnym wyrazem nadziei. Jeśli mamy być ucieleśnieniem nadziei, jednym ze sposobów może być poddanie się drzemiącemu w głębi nas instynktowi wędrowca. Nadzieja służy trudnemu, lecz możliwemu przyszłemu dobru.
Momentem najbardziej pozbawionym nadziei w dziejach Kościoła była ostatnia wieczerza. A przecież w obliczu zdrady i klęski swojej misji Jezus nie był bezczynny, podjął działanie. Wykorzystał ten moment. Wziął chleb, połamał go i podał uczniom. Podjęcie działania jest wyrazem nadziei. Nadzieja zawsze przynagla nas do czynu, niweczy nasz spokój, wtrąca z równowagi. Nadzieja nie pozwala człowiekowi na bezradną bezczynność.
Św. Tomasz z Akwinu wyróżnia dwa rodzaje beznadziei: arogancję i rozpacz. Lecz rozpaczy towarzyszy także bierność. Nadzieja przynagla nas do czynu. To nadzieja pobudza naszą ambicję, jest odpowiedzialna za nasze plany i pragnienia osiągania rzeczy wielkich. Jednym ze wspaniałych owoców nadziei jest hart ducha. Jest to ufność, która pozwala porywać się na rzeczy wielkie. Hart ducha wyzwala nas z naszych ciasnych ambicji. Trzeba zatem, abyśmy w Kościele z odwagą wysuwali zwariowane pomysły i mieli wygórowane ambicje, które na pozór wydają się przewyższać nasze możliwości.
Nadzieja oznacza narodziny wspólnoty, mówiącej o sobie „my”. Możemy zdziałać rzeczy wspaniałe tylko wtedy, gdy zauważymy, kto stoi obok nas i może nas wspomóc. Realizacji przez Boga naszych pragnień zazwyczaj towarzyszą niepowodzenia. Trzeba jednak wykraczać poza nie. Podczas ostatniej wieczerzy Jezus uczynił ten gest nadziei: „Oto ciało moje, za was wydane”. Pomiędzy tym gestem, a jego urzeczywistnieniem wpisuje się Wielki Piątek, klęska, pustka i milczenie. Nasze marzenia i ambitne zamiary spełniają się, lecz w sposób, który nie jesteśmy w stanie przewidzieć. To jest różnica pomiędzy nadzieją i brakiem nadziei. Nadzieja zawsze z wiarą mówi o ostatecznym urzeczywistnieniu wszystkich marzeń, lecz nie wie, w jaki sposób Bóg tego dokona. Często będzie się to dokonywać poprze klęskę.
Stojąc w obliczu porażki, Jezus mógł przecież ograniczyć swoje plany i przystać na skromniejszy sukces. Zamiast tego podtrzymuje wiarę w nierealne i nieosiągalne marzenie, które spełnić się może poprzez porażkę. Nawet najmniejsze nasze gesty nadziei, pozornie bezowocne działania, mogą być ukrytymi celami Boga.
Nadzieja uwalnia nas od działania. Dla Boga zdobywamy się na odwagę wielkich marzeń i górnolotnych ambicji. Wierzymy, że także w naszym życiu Bóg uczyni wielkie dzieła. Być może osiągać je będziemy przy pomocy ludzi, których nigdy nie posądzilibyśmy o zdolność do takich czynów. W jakiś sposób Bóg osiąga swój cel. A dlatego, że ożywia nas nadzieja, mamy odwagę nie tylko efektywnie pracować, ale i odpoczywać. Autentyczna nadzieja przynagla nas do wytężonego działania, ale i do spoczynku w Bogu. Takie jest nasze przeznaczenie.