Pamiętajmy o Sakramencie Pokuty i Pojednania
Już za kilka dni będziemy przeżywać Boże Narodzenie.
Jako proboszcz Naszej Parafii pragnę Państwa zaprosić i zachęcić do skorzystania z Sakramentu Pokuty i Pojednania, tak aby nadchodzące święta przeżyć w sposób szczęśliwy, pełny i w zgodzie z Naszym Panem Jezusem Chrystusem.
Poniżej zamieszczamy ciekawy artykuł, do którego przeczytania zachęcamy.
Spowiedź to nie sąd
Mężczyźni grzeszą stawianiem siebie na boskim postumencie, gniewem, władczością i przemocą. Kobiety zaś zabobonnością, zazdrością i nieodpartą żądzą zemsty – o tym, co wyznają Polacy na spowiedzi, opowiada dominikanin, ojciec Paweł Gużyński.
Redakcja: Przychodzi Polak do konfesjonału i…
O. Paweł Gużyński: I mówi: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
Redakcja: Kto częściej się spowiada: kobiety czy mężczyźni?
O. Paweł Gużyński: Kobiety, zdecydowanie. To chyba potwierdza pogląd prawosławnego teologa Paula Evdokimova, że kobiety są płcią silniejszą religijnie, że to pierwiastek żeński w człowieku jest odpowiedzialny za życie duchowe. Dopowiem od siebie coś, co nie spodoba się feministkom: kobiety mają pewien rodzaj intuicyjnej pokory związanej z przekonaniem, że nie są samowystarczalne, o czym wiedzą z własnego wnętrza bez poddawania ich jakiejś mitycznej kościelnej indoktrynacji. Między innymi dlatego częściej przychodzą do spowiedzi.
Redakcja: Jakie grzechy wyznają?
O. Paweł Gużyński: Wszelkie. Ale z pewnością bardzo ważna jest dla nich jakość relacji, szczególnie źle znoszą na przykład konflikty z najbliższymi oraz więzi naznaczone zazdrością. Chciałyby, by zawsze było miło, więc kiedy atmosfera wokół nich gęstnieje, za wszelką cenę chcą to zmienić. A to przecież gruby błąd, bo nie da się mieć ze wszystkimi pozytywnych więzi.
Redakcja: Zatem przychodzi taka spragniona miłych relacji kobieta i mówi: pokłóciłam się z teściową?
O. Paweł Gużyński: Teściową, koleżanką z pracy, sprzedawczynią w sklepie.
Redakcja: Co jej ojciec doradzi?
O. Paweł Gużyński: Najpierw pytam, jaki był powód kłótni. W wypadku teściowej, na przykład dość często podpowiadam, by traktować sprawę z dystansem wynikającym z wielowiekowego doświadczenia, które zna nieomal wszystkie przebiegłości teściowych.
Kobiety niesłusznie z góry przyjmują, że powinny mieć z teściową znakomite relacje. Mówię wtedy, że w ogóle owszem, ale nie za wszelką cenę! Jeśli się okazuje, że teściowa regularnie zagląda do lodówki synowej, sprawdzając, czy aby jest coś na kolację dla syna, to wtedy trzeba penitentce jasno powiedzieć, iż ma prawo nie utrzymywać z teściową bliższych kontaktów. Zwłaszcza jeśli ta jest niereformowalna i nie umie powściągnąć swoich ultramacierzyńskich zapędów.
Redakcja: Własnym uszom nie wierzę. Nie powie ojciec: schyl głowę, kobieto, i włóż coś do lodówki?
O. Paweł Gużyński: Nie, nie! To nie ma sensu. Trzeba w takiej sytuacji raczej uczynić wszystko, żeby teściowa nie rujnowała cudzego małżeństwa. Bo gdy ona zaczyna w nim rządzić, „z najszczerszej troski o dobro całokształtu oczywiście”, bardzo często doprowadza do krachu związku.
Redakcja: A co ojciec powie kobiecie, która w tajemnicy przed mężem kupuje sobie sukienki?
O. Paweł Gużyński: Przede wszystkim zapytam, dlaczego tak postępuje. I nie raz, nie dwa okazuje się, że przyczyną jest bardzo surowa, grubiańska, czasami bezwzględna postawa męża.
Redakcja: Krótko mówiąc, on jest skąpy i złośliwy.
O. Paweł Gużyński: Na przykład. Często nie jest w stanie zrozumieć tak podstawowej rzeczy jak ta, że nie każda kobiecość, która kosztuje, jest rozrzutnością. Dość często słyszę od spowiadającej się, że gdyby mężowi powiedziała: „Słuchaj, chcę sobie kupić sukienkę”, to on zrobiłby jej karczemną awanturę. Dlatego kupuje po kryjomu. Nie mogę wówczas uderzać w moralizatorski ton: jak możesz okłamywać męża? Cóż sobie pomyśli o takim spowiedniku? Że nic nie wiem o życiu i jej sytuacji. Lepiej będzie, jeśli podsunę jej takie rozwiązania, dzięki którym nauczy się rozmawiać z mężem o swoich potrzebach i nauczy go (ku jego zdziwieniu), że je posiada.
Redakcja: A co, gdy kobieta mówi: zdradzam?
O. Paweł Gużyński: Zapytam, co się dzieje w jej życiu w ogóle. Przyczyny zdrady mogą być różne. Od najbardziej pospolitych, kiedy mamy do czynienia z osobą, która ma niczym niepohamowany temperament seksualny i ochotę na tak zwane ciągłe przygody. A takich pań wydaje się być coraz więcej.
Lecz bywa i tak, że zdradzają kobiety, których małżeństwo przeżywa kryzys. I one zamiast podjąć próbę odbudowania związku, wolą poszukać kogoś, kto bez trudu budowania relacji zrozumie je i pocieszy natychmiast.
My, współcześni, zapomnieliśmy też, że eros – miłość kochanków – to niespodzianka, która może dopaść każdego: księdza, zakonnicę, mężatkę. Kiedy się nie pilnujemy, tym bardziej możemy zakochać się po raz kolejny, mimo że mamy już wobec kogoś solenne zobowiązanie. Od tego, jak będziemy w takich sytuacjach postępować, zależy bardzo wiele. Albo pozostawimy za sobą spaloną ziemię i mnóstwo krzywdy, albo za cenę pracy nad sobą będziemy potrafili rozwiązać problem.
Redakcja: Kiedy już wiadomo, dlaczego kobieta zdradza, jaką da jej ojciec pokutę?
O. Paweł Gużyński: Najpierw pytam: chcesz z tego wyjść? Jeśli deklaruje, że tak, proponuję metodyczną współpracę. Procedura działania jest podobna do tej, jaką stosuje się w terapiach uzależnień, bo tutaj także mamy do czynienia z pewnym uzależnieniem emocjonalnym albo zmysłowym. Najpierw zewnętrzne zerwanie kontaktów, a potem emocjonalna kwarantanna oparta na ascezie i życiu duchowym, oraz wyznaczenie rozsądnych celów życiowych.
Redakcja: A ona wraca za miesiąc i mówi, że to jest silniejsze od niej.
O. Paweł Gużyński: To zaczynamy wszystko od początku.
Redakcja: Na jak długo starczy ojcu cierpliwości do takiej erotycznej recydywistki?
O. Paweł Gużyński: Nie mam problemu z cierpliwością, bo spowiedzi uczą nieprawdopodobnej pokory i empatii. Ludzie myślą, że do spowiedzi przychodzi się jak do świeckiego sądu. A to nieprawda – spowiednik zawsze staje po stronie grzesznika. Kiedy ta „erotyczna recydywistka” przychodzi po raz kolejny, muszę za każdym razem być gotowy do bycia jej adwokatem. Jeśli jednak zauważę, że jej motywacje są fałszywe, zwrócę jej na to uwagę.
Niestety, dość często konfabulujemy również przy kratkach konfesjonału. Kobiety mówią: spałam z mężczyzną. Pytam zatem: co to za historia? I okazuje się, że ten mężczyzna to był ksiądz. Mężczyźni zaś mówią: miałem przygodę. Ładnie brzmi, prawda? Łatwiej powiedzieć, że się miało chwilę słabości, niż że się zdradziło żonę. Uciekamy w ogólniki, by przysłonić ciężar grzechu. Moim zadaniem jest pomóc takim penitentom stanąć w prawdzie o sobie, bez zbędnego znieczulenia.
Redakcja: Wielu katolików twierdzi, że spowiedź to dla nich ogromny stres. Tak wielki, że czasem latami nie idą do konfesjonału.
O. Paweł Gużyński: Trudno jest przyznać się do swojego świństwa. Nikt nie lubi odsłaniać przed innymi najbardziej intymnych zakamarków duszy. Ale powtórzę: spowiedź to nie jest ziemski osąd, a spowiednik nie jest świeckim sędzią – nie dąży do represjonowania grzesznika. On ma mu pomóc pojednać się ze sobą, bliźnimi i Panem Bogiem. W moim przekonaniu nie istnieje skuteczne świeckie autousprawiedliwienie grzechów.
Redakcja: A do czego spowiednikowi potrzebna jest informacja, ile razy narzeczeni współżyli przed ślubem? Podobno takie pytanie często słyszą narzeczeni.
O. Paweł Gużyński: W przypadku grzechu ciężkiego prawo kanoniczne zaleca pytanie, jak często był popełniany. Chodzi o podstawową informację statystyczną: czy mamy do czynienia z kimś, kto potknął się raz i chce to naprawić, czy może grzeszył wielokrotnie, uparcie i długo. Skutki w każdym z wymienionych przypadków są różne, więc trzeba zastosować inne lekarstwo.
Redakcja: Człowiek przy konfesjonale odnosi jednak wrażenie, że to niezdrowa ciekawość.
O. Paweł Gużyński: W takich przypadkach nie koncentruję się na liczbach, bo one nie mają decydującego znaczenia. Tłumaczę natomiast, że problem nieczystości w narzeczeństwie nie zniknie po ślubie. Przecież także potem zdarzają się rozkoszne sytuacje, gdy do konfesjonału wpada młoda mężatka i mówi: proszę ojca, kocham męża, współżyjemy ze sobą i wszystko nam znakomicie wychodzi, ale ciągle mam ochotę poswawolić z kolegą z pracy. Co to jest? Ja się wtedy dobrodusznie uśmiecham i mówię do niej: aniołku, to prozaiczna ludzka pożądliwość. Cała historia ludzkości opowiada o tym, że stale miewamy ochotę „zrobić to” z kimś innym. Jeśli więc zawczasu nie nauczymy się integrować własnych pragnień seksualnych, to sam fakt zawarcia sakramentu małżeństwa niczego nie zmieni. Dlatego wysłuchuję i takich skarg: mąż nie szanuje mojego naturalnego cyklu. Jestem niedysponowana, a jemu się chce i zmusza mnie do współżycia. Co mam zrobić?
Redakcja: No właśnie, co ma zrobić?
O. Paweł Gużyński: Musi nauczyć przysłowiowego samca integrowania własnych pragnień seksualnych. Dotyczy to wzajemnego wysiłku budowania subtelnych relacji na poziomie ciała i duszy. Zwykle to jednak kobieta jest przewodniczką w tym świecie. Mężczyzna z trudem osiąga zrozumienie, że takie wymuszone współżycie dzieje się co prawda w legalnym małżeństwie, ale jest grzeszne do bólu, bo bez cienia poszanowania kobiety.
Redakcja: Powie jej ojciec, żeby odmówiła mężowi seksu?
O. Paweł Gużyński: Tak. Jednak podpowiadam jednocześnie: jak najszybciej z nim o tym porozmawiaj. Wybierz chwilę, kiedy nie będzie zmęczony, zajęty pracą czy oglądaniem meczu. I cierpliwie zacznij go uczyć, w jaki sposób kobieta rozumie i odczuwa szacunek dla siebie.
Redakcja: A on ma to w nosie, bo jego potrzeby są ważniejsze.
O. Paweł Gużyński: Owszem, zdarza się, że mąż w danym momencie prezentuje neandertalską postawę. Wtedy proponuję, że osobiście z nim porozmawiam. Robię to poza sakramentem spowiedzi, bo w ramach spowiedzi obowiązuje pełna dyskrecja. I relatywnie często z takimi zawodnikami rozmawiam. Bywa, że trzeba z nimi pracować trzy, czasem cztery lata. Niektórzy niczego się nie uczą, ale część w końcu odkrywa, o co w tym wszystkim chodzi.
Redakcja: Jak grzeszą mężczyźni?
O. Paweł Gużyński: Wedle mojego rozeznania przede wszystkim egoizmem, lenistwem duchowym, skrajnym pragmatyzmem życiowym, wygodnictwem, nadmierną skłonnością do niskich przyjemności.
Redakcja: Nie bardzo to sobie wyobrażam: mężczyzna wyznaje, że jest pragmatyczny i leniwy?
O. Paweł Gużyński: Wyznaje, że nie uczęszcza na Eucharystię. Pytam, dlaczego. Czy chodzi, czy nie chodzi, konto w banku mu nie rośnie. Pobożność, modlitwa, lektura Pisma Świętego czy jakiekolwiek inne formy zaangażowania się w życie duchowe takiego pana nie interesują. Zajmuje go tylko to, co przynosi zysk, przyjemność, korzyść. Pragmatyzm jest blisko związany z duchowym lenistwem, co kładzie się wielkim cieniem na relacjach z żoną i dziećmi. Taki duchowy leń przychodzi do domu z pracy, siada w fotelu, bierze w jedną rękę piwo, w drugą pilota i zaczyna sterować wszystkim. Jest panem w swoim domu!
Redakcja: A coś z cięższych gatunkowo przewinień?
O. Paweł Gużyński: Wprost przeciwko Bogu: mężczyźni grzeszą stawianiem siebie na boskim postumencie, kobiety zaś wróżbiarstwem i zabobonnością. Przeciwko bliźnim: kobiety zazdrością i nieodpartą żądzą zemsty, a mężczyźni: gniewem, władczością i przemocą.
Redakcja: Na przykład biją partnerkę. Ta skarży się spowiednikowi, a on na to: taki twój kobiecy los.
O. Paweł Gużyński: Tacy spowiednicy są dziś tak rzadcy jak dinozaury. To zarzut w dużym stopniu wyssany z palca, maczuga na Kościół używana chętnie przez panią prof. Magdalenę Środę i inne feministki. Gdybym prowadził statystyki, to mógłbym się wylegitymować długą listą osób, którym pomagałem zakładać niebieską kartę. Procedura jest prosta: jeśli ktoś opowiada mi w konfesjonale o przemocy w rodzinie, to doprowadzam sakrament spowiedzi do końca, a zaraz potem rozmawiamy o tym, co należy zrobić i gdzie szukać pomocy.
Redakcja: Cały czas mam wrażenie, że ojciec mówi o spowiedzi idealnej. Zazwyczaj spowiednik nie ma czasu ani ochoty na dłuższą rozmowę.
O. Paweł Gużyński: To prawda, że tak bywa i dlatego należy uczyć zarówno wiernych, jak i księży, że spowiedź nie musi tak wyglądać. Natomiast nieprawdą jest, że przychodzą do konfesjonału ofiary przemocy domowej i księża to bagatelizują. Albo że mówią: musisz to jakoś przetrwać w imię sakramentu małżeństwa. Jeśli w uprawniony sposób dowiedziałbym się, że któryś z księży tak powiedział maltretowanej kobiecie, to bym go osobiście pogonił nago po śniegu dookoła Kremla pod batogiem. To się oczywiście czasami zdarza, zwłaszcza w małych parafiach. Jeśli księżom brakuje roztropności, wiedzy i doświadczenia, to popełniają błędy. I powstaje wrażenie, że tak jest wszędzie. Prawdopodobnie jeden błąd księdza posiada negatywną siłę rażenia odpowiadającą pozytywnemu oddziaływaniu tysiąca dobrych spowiedzi.
Redakcja: Doradził ojciec komuś, by nie ratował na siłę małżeństwa?
O. Paweł Gużyński: Dosłownie w taki sposób nigdy nie doradzam. Staram się nie wyręczać ludzi w podejmowaniu decyzji, które dotyczą ich życia. Wystarczy, kiedy im cierpliwie towarzyszę w życiu duchowym. Natomiast w przypadkach patologii małżeńskich lub rodzinnych, związanych na przykład z przemocą lub alkoholem, sytuacja ma się zgoła inaczej. Tutaj przeciwdziała się przestępstwom, co często jest związane z odseparowaniem małżonków, rodzica, dzieci. Zawsze ratuje się poszczególne osoby, a czasami udaje się przy tej okazji uratować małżeństwo. Sakrament jest dla człowieka, a nie człowiek dla sakramentu. Wierność małżonkowi i zawartemu przed Bogiem sakramentowi nie jest tożsama ze zgodą na bycie poniewieranym, zaszczutym albo maltretowanym. Takich rzeczy od nas Pan Bóg nie wymaga.
Redakcja: Ciężko ojcu z tymi wszystkimi rzeczami, które opowiadają ludzie w konfesjonale?
O. Paweł Gużyński: Spowiadanie rzeczywiście zżera mnóstwo energii duchowej, intelektualnej i emocjonalnej. Żeby odreagować po godzinach spędzonych w konfesjonale, zakładam dres, trampki i idę pobiegać, a potem biorę ciepłą kąpiel. Szybko wracam do normy. Na marginesie dodam, że to nie jest zajęcie dla kobiet, co niczego im nie ujmuje. Jesteście, panie, po prostu zbyt delikatne. Grek Zorba tłumaczył to swojemu przyjacielowi w następujący sposób: mężczyźni nigdy nie powinni płakać przy kobietach, lecz wyłącznie w swoim gronie. Dlaczego? Bo kobiety są tak wrażliwymi istotami, że należy im oszczędzić bólu, który jest dla nich nie do zniesienia.
Redakcja: Czy zdarzało się ojcu nie dać rozgrzeszenia?
O. Paweł Gużyński: Oczywiście. Bardzo trudne są przypadki, kiedy rodzice żyjący w konkubinacie przychodzą do spowiedzi przy okazji na przykład pierwszej komunii swojego dziecka, a nie mają woli lub możliwości uregulowania swojego związku. Sądzą często, że z okazji tej uroczystości będą mogli jednorazowo otrzymać rozgrzeszenie. Jednak spowiednik nie ma wtedy władzy odpuszczenia im grzechów, nawet gdyby miał dobrą wolę to zrobić.
Redakcja: A można rozgrzeszyć pedofila, który powie: mam nieprzezwyciężony pociąg do dzieci?
O. Paweł Gużyński: Jeśli ktoś mówi o nieprzezwyciężonym pociągu, nie chce się leczyć i utrzymuje, że jest zdrowy psychicznie, to de facto deklaruje, że będzie to robił dalej. Wtedy nie ma mowy o rozgrzeszeniu. Pytam: co zamierzasz z tym zrobić?
Redakcja: Wyśle go ojciec na terapię?
O. Paweł Gużyński: Oczywiście. Powiem: musisz się skonfrontować z realnymi skutkami zła, które popełniłeś. A one są takie, a takie. Jeśli chcesz zadośćuczynić, to weź krzyż swój na ramiona. Nie udawaj ofiary.
Redakcja: Cieszy się ojciec z długich kolejek do konfesjonałów przed Bożym Narodzeniem?
O. Paweł Gużyński: Jakiś czas temu napisałem artykuł, w którym poddałem surowej krytyce pewien szczególny typ motywacji, z jakim zjawiają się niektórzy katolicy do spowiedzi przed świętami. Jak dotąd, nie wydarzyło się nic istotnego, co by zmieniło mój pogląd w tej kwestii. Nadal spotykam przy kratkach konfesjonału wystarczająco dużo penitentów mylących sakrament pojednania z pogańskim rytuałem otrzepywania futerka na święta, by odwołać problem. Jednak cieszę się z każdego kontaktu z ludźmi, który stwarza szansę na rozwój duchowy. W przedświątecznym tłumie to wyjątkowo trudne, ale powtarzam sobie: dobra nasza, czasy zawsze są jakoś przejściowe.