Kochaj i rób, co chcesz
Na co dzień dość często uświadamiamy sobie konieczność zachowywania pewnych zakazów i nakazów. Dziesięć przykazań Bożych to dla wszystkich wierzących drogowskazy wskazujące, jak żyć. Nie stawiaj niczego ponad Bogiem, szanuj Stwórcę, odpoczywaj i korzystaj z zaproszenia na Eucharystię, czcij ojca i matkę, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie pożądaj – to podstawowe wskazania, którymi chcemy się kierować.
Zdarza się jednak, że w związku z przykazaniami stajemy przed dylematami: iść do kościoła czy zainteresować się pijakiem leżącym w śniegu; co powiedzieć, gdy ktoś w obronie własnej zabił napastnika; jak ocenić sytuację, gdy dziecko kradnie, bo rodzice nie dbają o jego podstawowe potrzeby; powiedzieć prawdę komuś, kto chce ją ewidentnie źle wykorzystać, czy nie? W takich sytuacjach dostrzegamy, że same przykazania to jeszcze za mało. Podobne dylematy mają wszyscy, którzy starają się żyć nie literą prawa, a duchem Ewangelii.
Czy czasami rzeczywiście nie jest tak, że koncentrując się na przestrzeganiu przykazań, zapominamy o czynieniu dobra? Czy Chrystus, gdy przyjdzie, nie zarzuci nam, żeśmy zbyt wiele dobra zaniedbali?
Jezus uczy nas dziś, że podstawowym prawem chrześcijanina jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. To ono jest źródłem wszystkich innych przykazań i ono także wyznacza kierunek w sytuacjach wątpliwych. Pozostałe zasady są ważne o tyle, o ile są realizacją tego najważniejszego przykazania.
„Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie” – uczy dzisiaj Pan Jezus. Nie wystarczy wygodne przekonanie, że nie mamy sobie nic do zarzucenia w kwestii trzech pierwszych przykazań. Często bowiem nie zauważamy, żeśmy na pierwszym miejscu w naszym życiu postawili nie Boga, a siebie i swoje sprawy. Gdyby było inaczej, nie liczyłby się tak bardzo nasz zarobek, kariera czy władza. Gdybyśmy rzeczywiście kochali Go nad wszystko, nigdy byśmy krzyża nie używali jako tarana, by uderzać nim w tych, którzy są daleko do Boga. Gdybyśmy szanowali Jego prawo, nie chodzilibyśmy w niedzielę do supermarketów, uniemożliwiając tam pracującym świętowanie niedzieli. Formalnie wszystko jest w porządku: to nie my pracujemy. Czy naprawdę w porządku?
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” – to drugie najważniejsze przykazanie. Nie wystarczy tylko powierzchownie unikać grzechu: nie zabijać, nie cudzołożyć, nie kraść, nie zeznawać fałszywie. Jakże często zresztą nie zauważamy w tych kwestiach własnej niewierności wobec Boga. Jak często ranimy bliźnich złym słowem czy niepotrzebnie powtarzamy zasłyszane złe opinie o bliźnich? Ilu chrześcijan, katolików bierze łapówki, oszukuje przy sprzedaży samochodu i jeździ autobusem bez biletu? A przecież chodzi jeszcze o coś więcej. Miłować bliźniego to zauważyć jego potrzeby, jego nędzę, krzywdy i osamotnienie. Miłować bliźniego to troszczyć się o sprawiedliwość i dobro wspólne, a nie widzieć tylko własne sprawy. Pięknie przypomina nam dziś pierwsze czytanie, by szczególną troską otaczać wdowy, sieroty i ubogich. Przypomina także: „Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców”.
Święty Augustyn, zabierając kiedyś głos w kwestii upominania, powiedział, że jeśli czyjeś upomnienie wynika z miłości, robi dobrze. Ale jeśli czyjś brak upomnienia także wynika z miłości, to również taka postawa jest dobra. A więc – jak podsumował ten Święty – „kochaj i rób, co chcesz”. Obyśmy zawsze miłość Boga i bliźniego stawiali na pierwszym miejscu. Oby nigdy nie zniszczył naszej żarliwości religijny formalizm…
Wiesława i Andrzej Macurowie